Aż mnie nosiło ostatnio od tego wolnego czasu i braku materiałów do stworzenia czegokolwiek... Postanowiłam więc porobić coś co wykonuje się ręcznie, bez wielu potrzebnych narzędzi czy surowców. I tak oto powstał niebieski filcowy królik zawieszka. Prawdopodobnie skończy jako brelok do kluczy, póki co innych zastosowań mu nie znalazłam. Przy wyprawie do craft store'u, w którym kupiłam mały zestawik arkuszy filcu i mulin zajrzałam też do tak zwanego przeze mnie 'funtosklepu', czyli chyba Poundland'u gdzie, jak z nazwy domyśleć się można, za 1 funta kupiłam woreczek różnych cekinów i taśmę magnetyczną (tego wynalazku jeszcze nie używałam, ale mnie zaciekawił). Igieł z oczkiem, które przyjęłoby mulinę w żadnym z powyższych nie odnalazłam i tak trafiłam do WH Smith, gdzie miłym odkryciem był dział z wszelakimi produktami do własnoręcznej dłubaniny.
Królika zabrałam na spacer do Hope Valley, gdzie wybraliśmy się na keszowanie.
A na koniec kilka widoczków z wyprawy:
Jak stąd wrócę kupię sobie overlocka...
Zwiedziłam Twojego bloga. Fajne rzeczy szyjesz. Podziwiam, bo ja nie potrafię ;)
OdpowiedzUsuńA z tym "keszowaniem" to fajna sprawa. Znalazłaś coś w tych pięknych okolicznościach przyrody ?
Pozdrawiam.
A próbowałaś szyć?:) Ja uczę się sama i powoli do przodu. Z pewnością byłoby łatwiej gdyby ktoś mi to pokazywał na żywo, ale z internetem też daję radę. Każde postępy cieszą:)
UsuńW keszowaniu jak w życiu ogólnie, raz znajdziesz, dwa razy nie;) Ale cała przyjemność w posiadaniu celu i powodu do wyruszenia w plener.
Jaki śliczny niebieski króliczek!!!
OdpowiedzUsuńA owieczka dostojnie pozowała do fotki... Góry piękne.