Po szyciu słoników na akcję charytatywną zostało mi jeszcze całkiem sporo kulki silikonowej. Przy odwiedzinach w domu rodzinnym stwierdziłam, że brakuje tam jaśków (nie wygodnie mi się sypia bez...). Zabrałam więc ostatnio ze sobą materiały i przy kolejnej wizycie zasiadłam do maszyny do szycia (maminego Singera 2250). Powstały 3 nowe jaśki i 5 poszewek.
Niebieską i biało-czerwoną bawełnę miałam od babci mojego I., a białą w jasnoniebieskie kwiatuszki mam z secondhandowych polowań.
Wykorzystałam zamki ze starych i bardzo już sfatygowanych poszewek. Ładnie zagrały kolorystycznie z nowymi tkaninami.
Trochę te wszystkie poduszeczki wygniecione, bo wszystkie są obecnie w użytku:) Ale co tam, nie musi być perfekcyjnie, ma być ładnie i użytecznie;)
Jaśków nigdy za dużo, zawsze się przydają. Ja dzisiaj uszyłam sobie trzy kolejne identyczne, żeby mieć większy wsad do pralki :). Trzymam kciuki za Twoje uszytki :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPS. Bardzo fajna ściana :)